Lubię spotykać się z nowymi ludźmi. Rozmawiamy, poznajemy się i w pewnym momencie dochodzimy do pytań typu: czym się interesujesz? czy masz jakąś pasję? Niezależnie od tego z kim bym w danym momencie rozmawiała(nie licząc osób związanych z baletem), schemat zawsze jest ten sam.
Gdy powiem, że tańczę balet, kolejnym pytaniem zaraz po "wow" jest "a jak długo?".
Grzecznie odpowiadam, że ok. 8 lat. I wtedy się zaczyna to, co doprowadza mnie do szewskiej pasji,
a mianowicie:
CZY ZDOBYŁAŚ JUŻ JAKIEŚ NAGRODY?
Kurde, ludzie.
Naprawdę nie potrafię tego zrozumieć. Nie jestem tresowanym psem, który za zaprezentowaną sztuczkę musi dostać coś, żeby wiedział iż wykonał ją jak należy. Ja za moją "sztuczkę" dostaje ewentualne słowa krytyki, bez względu na to czy zrobiłam coś dobrze czy faktycznie fatalnie.
Poza tym, chyba nie o to tu chodzi. To co robię to nie są zawody. To jest sztuka, którą rozumie
się całkowicie inaczej. To trochę boli. Jak się dłużej nad tym zastanawiam to dochodze do wniosku,
jak marne pojęcie na tematy związane z jakąkolwiek dziedziną sztuki posiada przeciętny człowiek.
Nie chodzi o to żeby być znawcą w każdym temacie, ale przecież od samego początku mamy w szkole takie zajęcia jak muzyka, plastyka, zajęcia artystyczne, później wok. Czasami też uda się wybrać z klasą
do teatru, albo chociaż na wystawę. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ludzie z którymi mieliśmy
te "artystyczne" zajęcia, gdy opowiadali o czymkolwiek związanym ze sztuką, z tym co ich interesuje, przekazywali nam wiedzę z taką.. pewnego rodzaju fascynacją. Widać było, że to o czym nam mówią
to coś więcej, coś nad czym warto przez chwilę się zastanowić.
A tu nic. Zero. [*]