czwartek, 14 listopada 2013

Next show


Średnio dwa razy w roku każda klasa przygotowuje się do tak zwanych lekcji pokazowych. Prezentujemy na nich to czego udało nam się nauczyć przez ostatni okres. Jest to wielkie wydarzenie. Każdy denerwuje się jak przed najcięższym egzaminem. Z relacji starszych kolegów i koleżanek mogę otwarcie powiedzieć, że matura to przy tym 'małe piwo'. 
Ale o co tyle zamieszania? To tylko kolejne pokazanie swoich umiejętności. Klaudia, przecież robiłaś to już tyle razy! Zupełnie nie rozumiem Twoich obaw. Przed czym? Powiem wam, moi drodzy, że jest przed czym. Nie wiadomo z jakich powodów w trakcie przygotowań, każdy nauczyciel, pianista, a nawet kochany i zawsze uprzejmy pan portier, udaje, że nic się nie dzieje i wszystko jest w porządku. Całe otoczenie daremnie usiłuje przekonać uczniów, że jest normalnie i że nikt ani nic nie jest w stanie zakłócić codziennej szkolnej rutyny. Szczerze, wciąż nie mogę tego rozgryźć. Po co oni to robią? Czy nie widzą, że my też, tak samo jak oni, denerwujemy się całą sytuacją? Widać przecież, że pedagodzy bardziej krzyczą, niż zwykle gdy się pomylimy, a nawet najlepsi pianiści potrafią wybić się z rytmu i pomylić rond de jambe z fondus. Cała ta atmosfera wpływa na nas... 


Nagle nadchodzi dzień lekcji pokazowej. Dostajemy najładniejsza salę, najlepszy sprzęt grający. Wszystkie wyglądamy jak 'ulizane' lakierem do włosów porcelanowe księżniczki. Kiedyś miałyśmy też swojego księcia. Niestety wyprowadził się do Warszawy i teraz podbija scenę Teatru Narodowego. Wracając do pokazu.. Jak zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Jedyne zarejestrowane wpadki to pomylenie nogi lub ręki. Niewielkie rzeczy, które nie zostaną zauważone. Całość kończy przemowa dyrektora i długie, pełne zachwytu brawa. Koniec. 


Nie rozumiem całego tego stresu, poobgryzanych paznokci, szału przygotowań, a czasami nawet zwichniętych kostek lub poobijanych kończyn. Najwyraźniej tak już to musi wyglądać. 


  

niedziela, 10 listopada 2013

Wróćmy do tańca współczesnego..




Całkiem niedawno ktoś mądry powiedział mi, że "w tańcu współczesnym należy pisać literami pisanymi, a nie drukowanymi". Ciężko to zrozumieć. Równie ciężko to wyjaśnić. Jest to jednak bardzo ważna, nieodłączna część tej techniki. Ale od początku. Litery pisane łączą się ze sobą. Tak samo każda poza musi być połączona z następną. Powinno być to wykonane niezwykle płynnie i lekko. Każdy następny krok musi wpływać na drugi. Przyczyną jednego ruchu jest to co pojawi się w następnym. Dzięki tej zasadzie tancerz potrafi swoim ciałem stworzyć i opowiedzieć fascynujące historie. Jeśli robi to dobrze i odpowiednio posługuje się techniką "liter pisanych", wykonanie danej wariacji nie będzie tylko czymś pięknym, ale także czytelnym. Daje to możliwość przedstawienia widzowi, każdej nawet najbardziej zawiłej opowieści. 



Rachmaninow. Szczedrin... (Tragedia Don José)

-czyli, nieustanne poszukiwanie miłości, tęsknota, zazdrość, pożądanie. 
Wspaniała muzyka potrafi wprowadzić w odpowiedni nastrój nawet największego laika. Cały spektakl podzielony  jest na dwie części. Pierwsza, bardziej liryczna, oparta jest na II Koncercie Fortepianowym Siergieja Rachmaninowa. Tancerze wirują wokół stojącego na środku sceny, silnie oświetlonego, drewnianego słupa. Wykonują wariacje sugerujące silne emocje. Jest to niezwykle lekkie i zwiewne, a cała widownia pogrążona jest w przepięknej i niczym nie zakłóconej aurze. 

 

Druga część stanowi absolutny kontrast. Jest dynamiczna, gwałtowna, pełna podejrzeń, spisków oraz zazdrości o drugą osobę. Towarzyszą fragmenty opery Bizeta "Carmen". 


Mam głęboką nadzieję, iż każdy odbiorca, podobnie do mnie, był wielce podekscytowany, a jednocześnie poruszony historią płomiennej miłości, która jak wiadomo pod każdą z odsłon budzi ogromne emocje.



...

Taniec jest subtelnym balansem pomiędzy ideałem, a pięknem. 
~Autor nieznany